EXCLUSIVE: wywiad z Dobra MAma Coshell
Hejka~~ Dziś mam dla Was baaardzo długi wywiad, z niezwykłą osobistością jaką jest Dobra MAma Coshell :) Serdecznie zapraszam i polecam Wam jej stronę: KLIK!
A tak w kwestii formalnej, to jakby ktoś był zainteresowany, wybieram się aktualnie na Tsuru :)
A tak w kwestii formalnej, to jakby ktoś był zainteresowany, wybieram się aktualnie na Tsuru :)
Dobra MAma Coshell |
1.
Witam Cię bardzo serdecznie i dziękuję, że zdecydowałaś się
udzielić mi wywiadu :) Pozwól, że oddam Ci w całości pierwsze
pytanie, proszę, opowiedz o sobie :)
Ama:
Zaparzcie sobie herbatkę lub kawę i rozsiądźcie wygodnie w
fotelu. Zapraszam wszystkich państwa do mojego świata, pełnego
ambiwalencji i rzeczy tak ekscentrycznych, że mnie samą czasem
zaskakują.
Więc
dzień dobry bądź też dobry wieczór państwu! Większość
kojarzy mnie, jeżeli w ogóle, pod pseudonimem Amaterasu, w skrócie
Ama i tym ostatnim od dłuższego czasu staram się przedstawiać.
Tożsamości mam wiele, ale chyba warto wspomnieć, że oprócz
przebieranek zajmuję się innymi rzeczami zahaczającymi o kategorię
"twórcze". Na co dzień studiuję na kierunku nowe media i
kultura cyfrowa w ramach studiów międzyobszarowych: organizm
ciekawy, warty napomknięcia.
2.
W sieci i fandomie jesteś aktualnie znana jako Dobra MAma Coshell -
skąd pomysł na taki pseudonim?
Ama:
Amą
"dobrą mamą" zaczęto nazywać wcześniej, nim pojawił
się pomysł na zmianę nazwy w sieci, głównie za sprawą jednego
konwentu i jednego człowieka, a zarazem pana ojca tych wszystkich
fandomowych dzieci, które przyjęłam pod swoje skrzydła, o ile
można tak to ująć. Mowa oczywiście o pięknym chłopcu Orochim.
Oficjalnie jednak wcieliłam to w życie dzięki Mizu i Kirze,
gdańskim cosplayerkom, na evencie w Szczecinie. "Coshell"
właściwie idealnie odzwierciedla tym, czym cosplay jest w moim
wykonaniu: piekłem złożonym ze strojów, których wykonanie
determinują trzy czynniki: ambicja, dążenie do perfekcji i mój
charakter.
Spostrzegawczy
też zauważą, że w nazwie ukryta jest skrócona nazwa mojego
nicku.
3.
Czy wcześniej miałaś inne pseudonimy?
Ama:
Nie
w półświatku cosplayerskim, tutaj raczej polegało to na ewolucji
wcześniej przyjętego nicku. Amaterasu niebawem stała się po
prostu zakręconą dziewczynką Amcią; Amcia wydoroślała i
spoważniała, więc zaczęto nazywać ją Amą. W międzyczasie
niektórzy stwierdzili, że ostatnie jest już zbyt mainstreamowe,
stąd oryginalna wersja "Rasu", która to jednak się nie
przyjęła (nawet mnie się nie podobała), ale gdzieś w innej
galaktyce funkcjonuje.
Równolegle
nazywano mnie w pewnym czasie Marią Magdaleną. Dlaczego zapytacie?
Absolutnie nie dlatego, że jestem wierząca do bólu! W internacie
trudno było zapamiętać kolegom i koleżankom moje imię, więc
zaczęto mnie nazywać od imienia liceum, do którego wtedy
uczęszczałam. I tak zostało.
4.
W jakich okolicznościach, dzięki komu zainteresowałaś się
cosplayem?
Ama:
Wyjaśnię
coś już na tym etapie, nim przejdziemy dalej: w fandomie mangi i
anime od początku funkcjonowałam przede wszystkim jako autorka
fanfiction. Nie zmieniło się to nawet w momencie, gdy zaczęłam
bawić się w przebieranki. A na pewno nie stałoby się to, gdyby
nie historia z tym związana.
Trzynasto-
albo czternastoletnia ja wegetowałam sobie w moim półświatku,
publikując czasem dłuższe bądź krótsze teksty, czasem dostając
na nie większy lub mniejszy odzew. Była to też era aska: każdy go
zakładał, każdy korzystał, tak się nawiązywało znajomości.
Pewnego dnia, którego nie przywołam obrazowo, chociaż bardzo bym
chciała - pamiętam jedynie, że cieszyłam się jak głupie małe
dziecko - dostałam wiadomość od pięknego człowieka z pochwałą
i wyrazami uznania za stworzenie tak dobrego zdaniem czytelnika
tworu. Od słowa do słowa zaczęliśmy się poznawać: piękny
człowiek zajmował się cosplayem i od niego nauczyłam się, co to
jest. Nie marzyłam wtedy jeszcze o tworzeniu takich rzeczy. Byłam
zakompleksionym dzieckiem, głównie ze względu na fizyczność, ale
to na pewno stanowiło jakiś przełomowy moment. Zaczęłam wsiąkać
w fandom, poznawać innych ludzi zajmujących się tym rodzajem
aktywności. Później był pierwszy konwent, pierwszy cosplay,
chociaż to było za mało, by nazwać się już cosplayerką,
pierwsze podejścia do robienia rzeczy, pierwsza maszyna do szycia,
pierwszy strój "nie z szafy", pierwszy konkurs, pierwsza
nagroda.
5.
Od jak dawna jesteś cosplayerką?
Ama:
Tu
można wyznaczyć pewną cenzurę:
niecałe dwa lata. Niecałe dwa lata aktywnie tworzę stroje, szyję,
pokazuję, co robię, i wychodzę z przysłowiowej szafy (chociaż w
moim przypadku nie do końca przysłowiowej, ale z tym wiąże się
inna anegdotka). Z drugiej strony od marca tego (tj. 2018) roku
właściwie nie za wiele robię, więc ten rozwój związany z
tworzeniem strojów można śmiało zakończyć w okolicach tego
miesiąca. Aktualnie staram się utrzymywać pewien poziom, o ile
się, oczywiście, jeszcze w moim przypadku da.
Dobra MAma Coshell |
6.
Czy kierujesz się jakimiś kryteriami przy wyborze postaci, której
cosplay chcesz zrobić? Czy jest to raczej spontaniczna reakcja,
kiedy widzisz jakąś bohaterkę z m&a/filmu/gry, automatycznie
wiesz, że chcesz zrobić cosplay?
Ama:
Swego
czasu wiele strojów robiłam dlatego, bo pomysły podsunęli
znajomi. Te czasy minęły, chociaż nadal jest parę osób, której
opinii zwykle słucham, szczególnie gdy mam dylemat. Określiłabym,
że istnieje jednak pewien typ postaci, które sobie upatruję na
swoje cele: bardzo kobieca bohaterka, często o ciemnych włosach, z
niebanalnym charakterem i często wręcz sadystycznym wyrazem twarzy.
Bardzo istotny jest też projekt stroju. Nie wybiorę nic ani zbyt
prostego, ani przerastającego w nadmiernym stopniu moje
umiejętności.
Ach!
Wspominałam, że zajmuję się tylko dziewczynkami?
7.
Jaki był Twój pierwszy cosplay?
Ama:
Pierwszym,
jaki kiedykolwiek założyłam to Matsumoto Rangiku z Bleacha. Nadal
mam do tej serii sentyment z tego powodu, jak i wiele innych, bo
przez wybielaczowe community poznałam wielu wspaniałych ludzi, z
którymi pewien kontakt utrzymuję do tej pory.
Lubie
jednak myśleć o moim pierwszym cosplayu jako o tym pierwszym
własnoręcznie od początku do końca uszytym na maszynie do szycia,
który poziomem tego, jak wyglądał z każdej możliwej strony,
można nazwać cosplayem w pełnym tego słowa znaczeniu. Była to
Echo z Mystic Messengera.
8.
To pracochłonne hobby, ile czasu zajmuje ci przygotowanie jednego
stroju?
Ama:
Pracochłonne,
czasochłonne i, co gorsza, nerwochłonne. Im krócej uda się uporać
ze strojem, tym zaoszczędza się na tym wszystkim, więc jeżeli
strój nie jest wyjątkowo skomplikowany, potrafię się uporać z
nim w jeden dzień. Nie jest to jednak zwykle satysfakcjonujące,
więc te projekty, z których jestem w pewnym stopniu zadowolona,
wykonuję w kilka tygodni i dopieszczam godzinami. Nie pamiętam,
którą ze swoich dużych sukien szyłam dłużej, ale załóżmy, że
najdłużej walczyłam dwa i pół do trzech miesięcy.
9.
Czy masz swój ulubiony cosplay, w którym najlepiej się czujesz?
Ama:
Mimo,
że suknie balowe są stosunkowo ciężkie, definitywnie najlepiej
czuję się w moim stroju Lacie Baskerville: był to jeden z tych
projektów, których bałam się najbardziej jako niedoświadczona
cosplayerka, a efekt końcowy zadowala mnie nawet teraz: w momencie,
gdy wiem, że potrafiłabym wykonać to samo trochę innymi
technikami i wyglądałby lepiej. Chętnie zakładam to, co mi się
podoba, a ten strój na pewno należy do tej kategorii.
10.
Czy jest wśród stworzonych przez Ciebie cosplayi strój postaci,
którą szczególnie lubisz?
Ama:
Są
takie dwie.
O
jednej pisałam już wcześniej, więc pozwolę sobie rozwinąć
temat. Pandora Hearts to moja ulubiona manga, a Jun Mochizuki jest,
zaraz obok Yazawy Ai, moją ulubioną mangaką. Z tą serią wiąże
się wiele wspomnień, mam do niej niesamowity sentyment, a kreacja
postaci powala na kolana. Najbardziej do gustu przypadła mi Lacie
Baskerville, o której, niestety, więcej nie mogę opowiedzieć bez
spojlerowania, więc temat tej pani zakończę w tym miejscu.
Każdy,
kto mnie trochę zna, wie, że oprócz Pandory, całym serduszkiem
kocham Macrossy, głównie Frontiera, a co za tym idzie Galaktyczną
Wróżkę Sheryl Nome (kto nie uwielbia tej pani, proszę się
wstydzić albo obejrzeć filmy kinowe!). Z tą z pozoru silną
bohaterką w dużym stopniu się utożsamiam. Za wizerunkiem silnej,
niezależnej gwiazdy skrywa się wrażliwa dziewczyna, nie zawsze
potrafiąca poradzić sobie z własnymi uczuciami czy kolejami losu;
kochająca to, co robi (nawet jeżeli miałaby umrzeć) i błyszcząca
do ostatniej chwili, dopóki słabe zdrowie jej pozwala.
Dobra MAma Coshell |
11.
Podczas tworzenia danego stroju, z jakim materiałem najbardziej
lubisz pracować?
Ama:
Nie
ukrywam, że rzeczą, w której czuję się najpewniej, jeśli chodzi
o szycie. Możliwe, że na to wpływ miał piękny chłopiec, który
od początku mojej "poważniejsze" przygody z
przebierankami, pilnował i instruował mnie głównie w technikach
krawieckich. Nic dziwnego, że pojawią się tutaj głównie nazwy
tkanin: ulubioną niezmiennie pozostaje bawega, chociaż dobre
wspomnienia mam również z satyną bawełnianą i punto nylonem. Z
całego serca nienawidzę z kolei kali krepy.
Ja,
propsy i wigi to nie była miłość od pierwszego wejrzenia, chociaż
mój jedyny incydent z worblą wspominam dobrze, a biżuterię z
półproduktów chętnie tworzę. Peruki również rozczesuję
głównie dla relaksu, często oglądając coś w tle. Nie mogę
powiedzieć, że jestem w tym mistrzynią, ale idzie mi całkiem
dobrze.
12.
Co jest najtrudniejsze, a co najprzyjemniejsze w tworzeniu cosplayu?
Ama:
Pierwszą
trudność - i moim zdaniem najpoważniejszą - napotyka się już na
samym początku, kiedy trzeba wykoncypować jak zrobić to wszystko,
by trzymało się kupy. Ten proces myślowy czasem kończy się po
chwili, czasem po godzinie, a czasem siedzi taki biedny cosplayer i
duma całymi miesiącami, jakim cudem to, co rysownik sobie uroił,
miałoby zafunkcjonować w rzeczywistości i jeszcze, co ważniejsze,
wyglądać. A wyglądać nie może moim zdaniem byle jak, bo
perfekcjonizm, bo ambicja, bo potrzeba zrobienia czegoś
spełniającego określone kryteria estetyczne.
Później
trzeba pokonać kolejny kamień milowy: jak to, co wykoncypowaliśmy,
rozrysować, by było do wykonania. Wykrój (jako że jestem głównie
szyjącym typem cosplayera i propsy nie stanowią podstawy moich
strojów) to rzecz, która stanowi o dalszym powodzeniu (lub też
nie) tej konkretnej próby odtworzenia wybranej kreacji. A bywa tak,
że się psuje, że człowiek pomyli się o parę milimetrów i
zaszewka rozłoży się nie w tym miejscu, że nagle wymiary własnego
ciała się zmienią i trzeba całą zabawę zaczynać od początku.
Nie jest to ani miłe, ani przyjemne.
Przyjemnych
rzeczy nie dostrzegam zbyt wiele: moment, gdy stebnówka wychodzi
idealnie prosto; rękaw wszywa się za pierwszym razem, a zamek
wygląda jak wszyty przez profesjonalną krawcową; gdy wykończenie
idealnie maskuje wszystkie niedoskonałości; gdy produkt końcowy
jest doceniony i chwalony, a ja jako jego wykonawca wiem, że
zasłużył na takie traktowanie. I gdy po wypiciu cydru wszystko
wychodzi wyjątkowo równo.
13.
Wolisz tworzyć cosplaye z gier komputerowych, filmów czy anime?
Ama:
Głównie
preferuję to ostatnie, głównie ze względu na obszar
zainteresowań. Z grami styczność mam rzadką i często zakończoną
po kilku tygodniach (to jak z kochanką na kilka razy: właściwie
jest fajnie, ale to jednak nie to), a jeżeli chodzi o filmy,
niekoniecznie moja uroda wpasowuje się w kanony.
14.
Czy jest jakiś cosplayer/cosplayerka, którą podziwiasz?
Ama:
To
jest jedno z tych pytań, gdzie naprawdę dłuższy czas musiałam
się zastanowić nad odpowiedzią. Na polskiej scenie cosplayowej
(głównie tę śledzę) jest wiele utalentowanych osób, których
umiejętności mi imponują, więc gdybym poszła w tę stronę,
odpowiedź nie miałaby końca. Zastanowiłam się jednak, których
cosplayerów podziwiam na tyle, że aspiruję do ich poziomu. Wiecie,
to jedno z serii dziecięcych marzeń "kim chciałabyś zostać
w przyszłości". Kruczek w tym, że dzieckiem już nie jestem,
a ze sfery urojeń wyszłam już dawno, ale wytypowałam kilku
takich, którzy spełniają powyższe kryterium. Dokładnie czterech.
Stroje
Czester imponują mi od samego początku; ta dbałość o detale, o
odwzorowanie refki, wreszcie nawet sam język, jakim posługuje się,
kreując wizerunek siebie jako twórcy. Podziwiam ją jako
profesjonalistkę w swoim fachu i zawsze pozostanie dla mnie
niedoścignionym wzorem.
Na
Reshę trafiłam zupełnym przypadkiem i w równie podobny sposób
poznałyśmy się osobiście (zresztą cała moja fandomowa
egzystencja to seria bardziej lub mniej fortunnych zbiegów
okoliczności). Oczarowała mnie swoją twórczością, a fakt, że z
wybieranymi postaciami trafia idealnie w mój gust, tylko temu
pomógł. Jej prace osiągają ten poziom estetyki, do którego sama
chciałabym dążyć.
Orochi
to absolutny perfekcjonista w każdym calu, który będzie kroił,
szył i poprawiał, dopóki nie uzna, że strój wygląda dokładnie
tak, że czuje się ukontentowany. Nie mogło go zabraknąć w tym
zestawieniu: pojawił się na początku mojej drogi cosplayowej, stał
się rodzajem mentora i motywatora, ale i swego rodzaju motywacją do
szybkiego rozwoju. Chciałam być tym typem cosplayera jak on, robić
rzeczy tak efektowne jak jego, posługiwać się tyloma technikami
jak on. Kiedy znajdujesz sobie pewien wzór na początku, kurczowo
się go trzymasz nawet po wielu latach. Miałam tak zarówno przy
pisaniu, jak i teraz. Tak właśnie spotęgował się mój
perfekcjonizm, ambicja wybiła ponad wszelką skalę. I tak, jestem w
stanie przyznać, że wszystko, co osiągnęłam, zawdzięczam temu
człowiekowi.
Pan
Atelier of Perfection od początku urzekł mnie estetyką swoich
strojów. I chyba nie tylko estetyką strojów, ale również tym
swoim byciem estetycznym we wszystkim. To tak piekielnie uzdolniony i
ambitny człowiek, że nie wiem, czy nie jest przypadkiem osobą,
której prace śledzę z największą ciekawością. Nie wiem, czym
jeszcze mnie zaskoczy, a ostatnio zdarza mu się całkiem często.
Ach, najważniejsze: przy tym wszystkim wcale nie siedzi w fandomie
cosplayowym długo i w przeciwieństwie do państwa wymienionych
wyżej nie można do zaliczyć do "starych wyjadaczy", a
już tyle reprezentuje swoim poziomem.
15.
Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy, jakie cosplaye szykujesz na
rok 2018 oraz na 2019?
Ama:
Trzeba
coś wyjaśnić: jestem w trakcie przerwy spowodowanej potrzebą
ogarnięcia życia prywatnego: najprawdopodobniej przerwy, która
może potrwać więcej niż kilka miesięcy. Ale są ludzie w tym
środowisku, które mimo wszystko ciągną mnie do robienia strojów,
więc najprawdopodobniej coś prędzej czy później się z mojej
strony pojawi. I jestem w stanie obiecać, że mój ostatni
debiutancki (tak, został mi jeszcze jeden konkurs debiutancki do
wykorzystania) strój będzie miał wszystko, czego najbardziej się
boję: propsy, frak, spodnie i hafty. I robione od podstaw buty.
Chyba że Jun Mochizuki się rozmyśli i zaprojektuje kolejny strój
ten postaci.
Dobra MAma Coshell |
16.
Masz może jakieś rady dla osób, które dopiero zaczynają swoją
przygodę z cosplayem?
Ama:
Zupełnie
szczerze: najlepiej nie zaczynać, a jeżeli już się zaczęło,
uciec od tego środowiska jak najszybciej. Jeżeli jednak osobnik
jest na tyle upartym, by nadal w to brnąć, mimo przestróg i
ostrzeżeń, polecam szeroki i głęboki research w Internetach
(poważnie, można tam znaleźć niemal wszystko!). Dopiero potem
warto pytać bardziej doświadczonych cosplayerów o rady (serio, to
nie jest niczym złym, a po pobieżnym przejrzeniu źródeł
dostępnych dla każdego jest to tym bardziej dobrze widziane). Ci
ludzie są tacy sami jak wy (w domyśle: ludzie, którzy zaczynają
szyć), to nie żadne sławy z wybujałym ego. Przynajmniej nie
większość.
17.
Czy zajmujesz się też organizowaniem sesji zdjęciowych dla innych
cosplayerów i cosplayerek?
Ama:
Absolutnie
nie! Nie mam tego typu charakteru, co by się nadawał do bycia
dobrym liderem i organizatorem. Jestem raczej tym typem introwertyka,
który boi się odezwać i zapytać, raczej trzyma się na uboczu
albo wśród bardzo bliskiego grona znajomych; ewentualnie wręcz
przeciwnie: gram zupełnie kogoś innego przed gronem ludzi, dlatego
zwykle, gdy już mnie poznają, przeżywają szok.
Podziwiam
ludzi, którzy to potrafią: planować, organizować, czuwać nad
wykonalnością wszystkiego, negocjować. Miałam ogromną
przyjemność brania udziału w dwóch/trzech grupowych sesjach
zdjęciowych i nie mogłam wyjść z podziwu dla wspaniałej
organizatorki, Liny, która ogarnęła wszystko w przerażająco
skuteczny sposób. Miło wspominam tę grupkę i czas spędzony z
tymi pięknymi dziewczynami.
18.
Czy zdarzyło Ci się, że spotkałaś się z nieuzasadnionym hejtem,
który zniechęciłby Cię do tego, co robisz?
Ama:
Nieuzasadniony
hejt raczej mnie bawi, niż zniechęca do robienia rzeczy. Jest coś
o wiele bardziej wpływającego na samą chęć: toksyczny fandom.
Samo to środowisko jest na tyle specyficzne, działa w niektórych
przypadkach odstręczająco wręcz. Poza tym, jakby na to nie
patrzeć, największym hejterem mojej twórczości jestem ja sama i
nie potrzeba mi innych do szczęścia. A raczej nieszczęścia, imo.
Czy
się spotkałam? Na pewno. Każdego prędzej czy później to
spotyka, szczególnie w polskim fandomie: a to, że za gruba; a to,
że za niska/wysoka; a to, że twarz ma za uroczą (przypadek
autentyczny).
19.
Bywasz na konwentach, jako uczestniczka, twórca atrakcji lub w innym
charakterze – lubisz tego typu imprezy?
Ama:
Doświadczenia
konwentowego nabyłam trochę, głównie jako uczestniczka, chociaż
raz miałam okazję tworzyć atrakcje, a raz oceniać stroje na
niewielkim evencie w Bydgoszczy. I mogę z pełną konsekwencją
powiedzieć, że nie. Konwenty traktowałam jako miejsce, gdzie mogę
spotkać długo niewidzianych znajomych z różnych części Polski,
nie jak coś, co mogło przynieśc nowe znajomości. Z perspektywy
czasu nie są to jednak te same wydarzenia co kilka lat temu. Nie
jeżdżę na nie dla czystej przyjemności obcowania z ludźmi: muszę
mieć dobry powód, by się tam pojawić. A powodów coraz mniej.
20.
Czy jeździsz na zagraniczne konwenty?
Ama:
Nie,
ale chciałabym. Możliwe, że przyniosłoby mi pewne odświeżenie w
moim rutynowym życiu tym bardziej, że na temat czeskiego Animefestu
słyszałam same dobre opinie, a i cenowo najgorzej nie wypada. Poza
tym dla mnie jako debiutantki pogłoski, że tamtejszy konkurs dla
początkujących jest na naprawdę wysokim poziomie, jest dodatkowo
zachęcający. Nie jako dla uczestniczki, ale dla obserwatorki. W
polskich konwentach brakuje mi też tego, że niewiele jest strojów,
które przykuwają uwagę (przynajmniej moją).
Dobra MAma Coshell |
21.
Jeśli ktoś nigdy nie był na konwencie, w jaki sposób byś go
zachęciła do przyjechania na taką imprezę?
Ama:
Nie
wiem, czy bym potrafiła, biorąc pod uwagę opinię przedstawioną
wyżej, ale pewnie próbowałabym zachęcać perspektywą poznania
nowych ludzi, spędzenia czasu na interesujących prelekcjach
(mogłabym być na jakiejś czasem, tak przy okazji) czy też
możliwością kupna stuffu, które trudno dostać stacjonarnie,
szczególnie w mniejszych miejscowościach. Na pewno pominęłabym
temat pryszniców i higieny co po niektórych konwentowiczów.
Definitywnie.
22.
Który konwent najlepiej wspominasz?
Ama:
To
trudne pytanie. Moja pamięć przypomina tę złotej rybki i nie
wszystkie eventy potrafię przypomnieć sobie na tyle dobrze, by mieć
klarowny obraz, ale jeżeli miałabym coś wybrać, to Pyrkon 2015.
Byłam świeżo po egzaminach gimnazjalnych, pojechałam z paczką
znajomych z rodzinnego miasta. To był jeden z moich pierwszych
konwentów, gdzie nikt mnie nie znał, ja nie znałam praktycznie
nikogo oprócz paru osób. Znajomości nawiązane wówczas w
mniejszym lub większym stopniu przetrwały do dnia dzisiejszego,
chociaż minęło już trzy i pół roku. Wracam do tego myślami z
sentymentem, do tych dni, kiedy dramy omijały mnie szerokim łukiem,
a nawet nie wiedziałam o ich istnieniu. I wtedy właśnie na
konwenty jeździłam dla czystej przyjemności.
23.
Czy jest coś, co Cię zraża do jeżdżenia na konwenty?
Ama:
Jestem
tym wygodnickim typem człowieka, co do pełni szczęścia potrzebuje
łóżka, czystej pościeli i ciepłej bieżącej wody. Więc to
najprawdopodobniej jest pierwsza z przyczyn, dlaczego konwenty
omijam. Drugim są ludzie: oczywiście, nie ci znajomi, ale właśnie
ludzie, którym nie ufam, bo ich nie znam. Kolejnym dramy fandomowe i
niepoważne podejście do niektórych spraw, brak empatii, często
organizacja, czasem odległość od miejsca zamieszkania albo samo
miejsce, gdzie event się odbywa.
24.
Czy bierzesz udział w konkursach cosplayowych – możesz
opowiedzieć o swoich wrażeniach?
Ama:
Jestem
typem człowieka, który od początku kariery cosplayowej rękoma i
nogami bronił się przed konkursami cosplay. Zawsze stałam z boku i
dopingowałam moich znajomych, życząc im jak najlepiej. Właściwie
nie wiem, skąd decyzja o debiucie się wzięła, nie potrafię sobie
tego już przypomnieć, ale kilku rzeczy nie zapomnę nigdy: godzin
dopracowywania sukni i prób w internackiej sali, do której klucz
uparcie podbierałam przed półtora miesiąca; braku zorganizowanej
próby cosplay już na samym konwencie, łez wylanych nad strojem i
później, gdy niespodziewanie wywołano mnie na scenę przy
wręczaniu nagród. Pamiętam, jak trzęsły mi się nogi i dłonie,
jak odbierałam nagrodę i później uważałam, żeby jej nie
upuścić. Stres zżerał od środka, nawet gdy się to już
skończyło. I zżera nadal, gdy o tym pomyślę. Nigdy nie zapomnę
też słów, które usłyszałam: "ty to nie na debiut się
nadajesz, powinnaś celować wyżej". A mnie dobrze z byciem
początkującym.
Drugi
konkurs był stresujący, ale nie aż tak bardzo jak poprzedni: może
dlatego, że przystąpiłam do niego dla czystej zabawy i nie z tak
imponującym strojem (jedyną fajną rzeczą było tylko modelowanie
wykroju na gorset i sześćset wyszywanych ręcznie koralików) i bez
większego pomysłu na prezentację. I mam wrażenie, że każdy
kolejny w pewnym stopniu byłby bardziej przyjemny dla moich
zszarganych nerwów.
Jest
jednak coś bardziej stresującego niż występowanie. Ocenianie.
25.
Masz inne hobby poza zajęciami wspomnianymi powyżej?
Ama:
O
fanfiction mogę się trochę rozpisać, chociaż nie wiem, czy
ktokolwiek z państwa się interesuje czy kiedyś czytało. To taki
dziwny rodzaj pisarstwa, gdzie bierze się istniejący tekst kultury
i na jego podstawie tworzy własną historię, jednak z zachowaniem
prawideł danego uniwersum (AU jest kategorią, która według mnie
niekoniecznie w fanfikach powinna istnieć). Fanfiction może być
kontynuacją zakończonego utworu, jego alternatywną wersją lub też
przedstawiać losy postaci pobocznych.
Piszę
takie rzeczy długo, bo aż osiem lat i na koncie mam parę dzieci:
niektóre zakończone, niektóre w trakcie pisania bądź zawieszone.
Nie są to krótkie utwory, co to to nie! Pastwiłam się głównie
nad uniwersami Shingeki no Kyojin ("Dziedzictwo krwi"
2013-2014, 182 strony), Fairy Tail ("Upadłe Demony"
2014-2016, 351 stron; "Piekło o zapachu karmazynowego nieba"
2015-?, 100+ stron) i Kuroko no Basket ("Poza kontrolą"
2015-?, 450+ stron). Miałam też incydent z opowiadaniami
autorskimi, chociaż cyklu nigdy nie skończyłam ("Siedem
grzechów głównych") i najchętniej napisałabym go od
początku.
Kryptoreklama:
wszystko można znaleźć na moim wattpadzie (zuaamaterasu) albo
blogu zapiski-samotnicy.blogspot.com.
Dobra MAma Coshell |
26.
Czy interesujesz się mangą i anime?
Ama:Interesuję.
A raczej interesowałam: z racji braku czasu i olbrzymiej jego
konsumpcji przez pracę i studia oglądam lub czytam rzeczy bardzo
sporadycznie. Czas wolny absorbuje głównie literatura (nomen omen,
głównie naukowa), spanie i... spanie. Czasem rewatchuję sobie
dawno nieoglądane przeze mnie tytuły, z którymi łączą się miłe
wspomnienia. Ostatnio namiętnie męczę Nanę, a do opracowywania
notatek z wykładów puszczam niedawno wypuszczane serie. Na mangi
mam jeszcze mniej czasu, chociaz staram się czasem ciekawsze rzeczy
czytywać. Ograniczenie zaczęło się w momencie, gdy każda
obejrzana seria kończyła się cosplanem, teraz doszedł brak czasu
i chęci, a także zmęczenie schematami, które w wielu produkcjach
się pojawiają.
27.
Lubisz czytać mangę lub książki? Czy masz ulubionych autorów
mang lub książek?
Ama:
Jestem
wręcz maniaczką dobrej literatury. Nigdy nie odmówię dobrego
pióra Kossakowskiej, Zafona, Bretta czy Gerritsen, chociaż wstyd
się przyznać, ale od dwóch miesięcy męczę jedną książkę.
Moim ulubionym gatunkiem jest kryminał/thriller medyczny, gardzę
zwykle banalną fantastyką, chociaz i tu mam swoich ulubieńców.
Cykl Demoniczny Bretta i Cykl Anielski Kossakowskiej (proszę spalić
"Takeshiego" szybko) to pozycje po które niewątpliwie
warto sięgnąć. "Szklany tron" Sarah J. Maas zapowiadał
się również obiecująco, ale nie miałam czasu sięgnąć po drugą
część. Nawet "Gra o tron" nie była taka znowu
najgorsza!
Przez
dłuższy czas czytałam literaturę japońską i nadal nie mogę się
nadziwić majstersztykom w wykonaniu Yasunariego Kawabaty i Natsuo
Kirino. Lubię wracać myślami do tych ostentacyjnie czytanych na
języku polskim w gimnazjum tytułów. Nauczycielka, a zarazem
wychowawczyni zawsze pytała, nad czym znowu sie pastwię i nieraz
widziałam to zdziwione spojrzenie, gdy padała odpowiedź
"pamiętniki prostytutek" albo "obyczajówka z
ćwiartowaniem zwłok w roli głównej". Przeczytałabym jeszcze
raz "Groteskę" albo "Ostateczne wyjście". Z
kolei jakoś nigdy nie polubiłam się z Murakamim.
Z
mang zawsze podaję dwa nazwiska i to raczej się nie zmieni: Yazawa
Ai i Mochizuki Jun. To drugie nie dziwi tym bardziej, że z moim
uwielbieniem do Pandory Hearts i Vanitas no Carte się nie ukrywam i
polecam na każdym kroku. Yazawę Ai można znać z Nany, Paradise
Kiss i Kagen no Tsuki. Szkoda, że to pierwsze zostało przerwane ze
względu na zły stan zdrowia autorki, bo ja naprawdę chciałam
wiedzieć, jak to wszystko się zakończy. Kolejnym funfactem jest
to, że do panny Osaki, jednej z dwóch tytułowych bohaterek, kiedyś
zostałam porównana.
28.
Masz jakiś ulubiony film, serial albo anime?
Lubię
wszystko co ładne, jeżeli chodzi o filmy, dlatego nie mam żadnego
ulubionego. Z serialami już sprawa nie jest taka prosta, bo nie
obejrzałam ich za wiele, ale bardzo cenię sobie Orange Is The New
Black (Ruby Rose tam jest crushem, w ogóle dziewczynki w tej
produkcji są niewątpliwie hot, polecam z całego serduszka). Pewnym
sentymentem darzę też Pamiętniki wampirów, szczególnie polubiłam
się z panem Damonem Salvatorem.
Z
anime nie mam aż tak wielkiego dylematu. Po obejrzeniu ponad trzystu
tytułów ulubiona pozycja pozostaje niezmienna od kilku lat:
Shinsekai Yori. Nie sposób jej streścić w kilku zdaniach, to
trzeba po prostu obejrzeć. Uwielbiam tę serię za jej
wielowymarowość; za te przestrzenie pozornie niewypełnione
treścią, które jednak jej znacznikiem są; za to, jak bardzo
wszystko nie jest czarno-białe; za spojrzenie na tematy tabu; za
pokazanie innego świata, tak różnego od naszego, a jak
pociągającego i niebezpiecznego zarazem.
Powinna
tu pojawić się Nana. Powinna, ale nie mogę wybaczyć twórcom
zakończenia w taki sposób. Mimo to wymieniam tę serię ze względu
na niepowtarzalny klimat, przepiękne stroje Reiry i Nany i cudowną
muzykę, której w mandze, niestety, się nie uświadczy.
29.
Wolisz anime czy animowane filmy, produkowane przez np. DreamWorks,
Pixar albo Disneya?
Moje
serduszko zawsze będzie należało do Disneya! Zawsze! A moją
ulubioną księżniczką zawsze będzie Kuz... Mulan! Oczywiście, że
Mulan. Potrafię oglądać tę bajkę na okrągło, a piosenki
zarówno z pierwszej jak i z drugiej części znam na pamięć.
Równie sentymentalny jest Król lew, którego to u mnie oglądało
się nałogowo za dzieciaka. Z nowszych produkcji kocham Frozen,
możliwe że z powodu pewnego utożsamienia się z Elsą, a ogólnie
jeśli chodzi o animacje, polubiłam się z Baleriną, odkąd
obejrzałam ją właściwie przypadkiem.
30.
Jakiej muzyki słuchasz? Czy ona w jakiś sposób nastraja Cię do
pracy, poprawia nastrój, inspiruje?
Ama:
Słucham
dużo muzyki, głównie hard rocka i metalu. Moim ulubionym zespołem
niezmiennie pozostaje Halestorm i chyba nigdy nie przestanę być
oczarowana tekstami i głosem Lzzy Hale. Mam takie małe marzenie, by
chociaż raz móc zobaczyć ją i posłuchać tego brzmienia na żywo.
To
nie jest jednak wszystko. Lubię japoński rock, szczególnie My
First Story i Spyair. Słucham też piosenek w aranżacji Studia
Accantus, a jeżeli mi wejdzie muzyka z jakiegoś
filmu/serialu/musicalu, potrafię słuchać całymi godzinami.
Ostatnio na stałe w repertuarze zagościł soundtrack z The Greatest
Showman, Hamiltona i niezmiennie namiętnie puszczam High School
Musical oraz Pitch Perfect.
31.
Czy masz ulubione zwierzę? Niekoniecznie z naszego świata, ale może
z anime, filmu czy gry?
Ama:
Prawdziwa
ze mnie kociara. W moim rodzinnym domu pozostawiłam taką małą
sadystkę, która charakter odziedziczyła głównie po mnie. Zresztą
sama jestem porównywana do kota: chodzę własnymi drogami, często
nawet niezbadanymi, i zwykle nie widzę chętnie towarzyszy. Nie
dlatego, że ich nie ma; zwykle po prostu ich nie potrzebuję.
Skoro
o kotach mowa, pora na anegdotkę z serii "dlaczego spóźniłam
się ostatnio do pracy". Mieszkanie moje i sąsiadów z piętra
oddzielone jest od klatki schodowej wnęką i dodatkowymi drzwiami
działającymi na zamek zatrzaskowy. Ci sami sąsiedzi mają kocura i
rowery: to drugie daje mnie i mojej współlokatorce w kość
codziennie przy wychodzeniu z mieszkania, to pierwsze dało dopiero
ostatnio. Wychodzę do pracy z duszą na ramieniu, że będzie
pokazowe spóźnienie, jak nie pobiegnę. A tu we wnęce sierściuch.
Wpada mi do mieszkania, ja za nim. Gonię cholerstwo po tych
dziewięćdziesięciu metrach kwadratowych, gruby skubaniec jest
szybszy niż mój refleks i stare kości. Łapię skubańca po
przebiegnięciu kilkuset dobrych metrów, wynoszę na zewnątrz,
zamykam mieszkanie, przeklinając pod nosem sąsiadów. I dziwnym
zbiegiem okoliczności spóźniłam się właśnie dziesięć minut.
32.
Czy są jacyś youtuberzy, których filmiki oglądasz na bieżąco?
Ama:
Jestem
wielką fanką twórczości panów Dominika z kanału Awięc, Adama z
kanału Fangotten i Pawła Opydo. Swego czasu namiętnie oglądałam
Mówiąc Inaczej ze względu na moje zboczenie polonistyczne, ale
przerzuciłam się raczej na polską scenę commentary. I to
zaskakujące, jak bardzo to środowisko nie różni się od
cosplayowego. Sympatią też dażę kanał Historia bez cenzury
(nauczyłam się tak do matury, więc to działa) oraz wspomniane
wyżej Studio Accantus.
33.
Masz jakieś plany na najbliższą przyszłość, niezwiązane z
cosplayem?
Ama:
Koniecznie
zająć się sprawami prywatnymi: okołozdrowotnymi przede wszystkim,
okołouczelnianymi w następnej kolejności. Później zainwestować
w lepsze kosmetyki do makijażu, skończyć wreszcie pastwić się
nad fanfikiem z uniwersum KnB i kupić kolejnego ogromnego miśka, bo
mój Aleksander Ksawery jest samotny, gdy wyjeżdżam. A później
zaliczyć jak najlepiej sesję i załapać się na stypendium, by nie
musieć aż tyle pracować.
I,
do cholery jasnej, wypić wszystkie wina świata, gdy tylko moje
highway to hell się zakończy.
34.
Czy na zakończenie zechciałabyś coś dodać?
Ama:
Dziękuję
bardzo za zaproszenie takiej niezbyt uzdolnionej i niezbyt
utalentowanej cosplayerki do udzielenia wywiadu! To był zaszczyt móc
poopowiadać trochę o swoich zainteresowaniach i mam nadzieję, że
zarówno mój styl, jak i ilość anegdotek nikogo nie zanudziły na
śmierć, a herbatka czy kawa smakowały. Trzymajcie się cieplutko i
wierzcie w siebie!
Ja również dziękuję za wywiad :) Było mi bardzo miło! I zapraszam na stronę mojego gościa: KLIK!
Komentarze
Prześlij komentarz