#34 Azjatyckie kino grozy

Uwaga!

Niniejszy artykuł zawiera śladowe ilości SPOILERÓW!


Dziś padało. To dobry moment, aby obejrzeć jakiś horror… Właściwie horrory, filmy grozy czy kryminały oglądam ciągle, robię sobie od nich wolne, gdy zabieram się za jakieś anime albo mangę… Moja fascynacja horrorami zaczęła się jakoś pod koniec podstawówki, na początku gimnazjum – jakoś tak. Czemu? Oglądam je, bo lubię. Lubię też książki z tego gatunku, czytam Kinga, Mastertona, Lovecrafta i wielu innych. Jeśli chcecie wiedzieć, czemu niektórzy ludzie lubią się bać, to polecam Wam ten filmik: KLIK!

Ale, z racji, że jestem też fanką m&a, któregoś dnia sięgnęłam po horrory pochodzące z Azji. Od razu zauważyłam, że w tych filmach jest coś innego… Innego, niż to, do czego przyzwyczaiły nas zachodnie produkcje.

Klątwa Ju-on
[klik]
Pamiętam, że jednym z pierwszych horrorów, jakie obejrzałam był „Grudge: Klątwa” - wtedy nie miałam jeszcze pojęcia, że pierwowzór pochodzi z Japonii. Choć większość fabuły została zachowana w Hollywodzkim remake'u, to Japońska „Klątwa Ju-on” (klasyk, po który powinien sięgnąć każdy, kto interesuje się kinem grozy czy azjatyckimi filmami) po razu kolejny udowadnia, że oryginał bije kopię na głowę. Film powstał w 2002 roku, zaś za scenariusz i reżyserię odpowiadał Takashi Shimizu. Zaczątek fabuły może wydawać się dość banalny: mąż w napadzie szału zabije żonę, zaś ich syn znika w niewyjaśnionych okolicznościach… Od tamtego czasu ich domem zawładnęła klątwa – ktokolwiek w nim zamieszka, zginie. Film nie jest tym, do czego przyzwyczaiły nas amerykańskie produkcje, czyli hektolitry krwi, psychopatyczni mordercy, ręka, noga, mózg na ścianie… „Ju-on” naprawdę straszy, ale nie efektami specjalnymi, lecz klimatem, aurą niepokoju, wyczuwalnym od pierwszej minuty napięciem oraz świetną charakteryzacją zjawy martwej Kayako oraz jej syna. Teraz polecę w spoilery, więc przepraszam, ale muszę o tym napisać – ciarki mnie przechodzą po plecach (nawet dziś je czuję), gdy oglądam scenę, w której Kayako, cała we krwi, z poraniona twarzą, spełza po schodach, podciągając się rękami. Na uwagę zasługuje również świetna praca kamerą, gra aktorów – to one w dużej mierze nadaje całości realizmu – oraz ciekawa konstrukcja filmu, bo jest on podzielony na fragmenty, osobne rozdziały, które łączą się w spójną całość. Co mi się podobało w tym filmie? Na pewno wszystkie aspekty wymienione wcześniej, jak również kreacja postaci Kayako. Choć koncepcja jej postaci została niemal w całości zachowana w amerykańskim remake'u, to jednak wydaje mi się znacznie straszniejsza w „Ju-on”… Może wiele osób wychowanych na horrorach typu „Koszmar z ulicy Wiązów”, „Piątek trzynastego” czy „Krzyk”, nie będzie potrafiło zrozumieć tego filmu oraz innych tego typu produkcji, ale ja uważam, że zarówno pierwszą jak i drugą część „Ju-on” zdecydowanie warto obejrzeć. To zupełnie inne kino grozy niż to, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, a jeśli ktoś nie poczuje się zafascynowany ani zainteresowany, polecam sięgnąć po dwie kolejne pozycje…
The Ring – Krąg 
[klik]
Drugim japońskim filmem, który doczekał się Hollywodzkiego remake'u, jest „The Ring – Krąg” („Ringu”, jeśli ktoś woli) z 1998. Film powstał na podstawie powieści, za scenariusz odpowiadał Hiroshi Takahashi, a wyreżyserował go Hideo Nakata. Kultowy już „The Ring” doczekał się nowej odsłony w 2012 roku pt. „Sadako” (film można było obejrzeć w 3D). Myślę, że niemal wszyscy znamy tę historię: wśród młodzieży krąży miejska legenda o kasecie wideo, po obejrzeniu której umiera się. Tajemnicza śmierć po obejrzeniu kasety dotyka kuzynkę dziennikarki Reiko, która postanawia zbadać sprawę. Tak jak w przypadku omawianego w poprzednim akapicie „Ju-on”, tutaj również króluje suspens, napięcie oraz mroczny klimat przesiąknięty tajemnicą, potęgowany przez minimalizm w dźwięku i brak efektów specjalnych. Tu również na wyróżnienie zasługuje dobra gra aktorska oraz wolne tempo, w jakim rozwija się historia. Moim zdaniem, to właśnie tempo przedstawianych wydarzeń decyduje o wystąpieniu powyższych zalet – suspens, tajemnica, napięcie, klimat, to wszystko zapewni Wam „The Ring”. W filmie na pewno podobała mi się zapadająca w pamięć ostatnia scena, ALE, żeby nie była, że jestem taka wredna zołza to tutaj nie rzucę spoilerem, bo pewnie zepsuję komuś tym seans… Ale również wydarzenia, mające miejsce przez cały film, które może nie są straszne, lecz tylko potęgują narastający niepokój, aż do finałowego momentu. Jeśli widzieliście remake, to polecam obejrzeć oryginał – nie będziecie zawiedzeni.
Noroi
[klik]
Myślę, że wszyscy kiedyś oglądaliśmy albo kiedyś obejrzymy film fabularny stylizowany na dokumentalny lub paradokumentalny. Większość ludzi kojarzy takie produkcje jak „Blair Witch Project”, „[Rec]” czy „Paranormal Activity”. Gdybym miała zrobić ranking Top 10 moich ulubionych filmów stylizowanych na dokument, pierwsze miejsce zająłby obejrzany niedawno „Noroi”. Film powstał w 2005, wyreżyserowany przez Kojiego Shiraishi. „Żądam prawdy. Nieważne jak bardzo będzie przerażająca, chcę ją znać” - takie oto motto ma Masafumi Kobayashi, popularny dziennikarz, zajmujący się zjawiskami paranormalnymi. My, widzowie, mamy przyjemność obejrzeć jego ostatni dokument pt. „Klątwa”, po zakończeniu którego Kobayashi zniknął, zaś jego żona spłonęła w pożarze, który strawił dom… Historia od samego początku wydała mi się intrygująca. Mimo wolnego tempa akcji, podczas którego dodawane były nowe, pozornie niepowiązane ze sobą elementy, film oglądałam z prawdziwym zainteresowaniem. Poza głównym nagraniem, zostaną Nam też fragmenty reality show o zjawiskach paranormalnych – wiem, że niektórych te wstawki mogą zirytować, lecz dla mnie były miłym uzupełnieniem, dodatkowym smaczkiem w rozwoju wydarzeń. W tej produkcji nie zrezygnowano z efektów specjalnych – są znikome i nie rażą w oczy. Moim zdaniem, „Noroi” jest mistrzowsko zrealizowany, a finał to prawdziwa petarda – jeśli nie wierzycie, to sami zobaczcie.
Dzisiaj to tyle – na pewno innym razem napiszę jeszcze parę słów o pozostałych filmach (nie tylko japońskich), które udało mi się obejrzeć. Nie tylko o horrorach. Mam nadzieję, że zechcecie sięgnąć po te filmy, osobiście uważam, że zdecydowanie warto.

Komentarze

  1. Oglądałam dwa z tych filmów w oryginalnej wersji. Nie jestem pewna. Czy wcześniej nie było japońskiej wersji tego drugiego filmu pt. "The Ring zero", czy jest ono czymś innym? Zaczęłam swoją przygodę z horrorami o wiele wcześniej- pierwszy jaki obejrzałam to "13 duchów" mając sześć lat, potem nazbierało się ich o wiele więcej. Przeglądając pisarzy, których podałaś zabrakło mi mistrza horroru, Brian'a Lumley'a, który właśnie znajduję się w czołówce gatunku.

    Życzę miłego dnia, Doitsu Suisu.

    ~what-duet.blogspot.com~

    OdpowiedzUsuń
  2. Oglądałam klątwhi ring - są to najgorsze horrory jakie widziałam xD Nie umiałam po nich spać przez kilka dni hahahaha :P Tego ostatniego nie znam, ale na pewno obejrzę ^-^

    Zapraszam na swojego Bloga Sakurakotoo

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie oglądałam nic z tego i to się nie zmieni, bo nie cierpię horrorów, utrudniają mi spanie w nocy xD Choć przyznam, że niektóre brzmią ciekawie i tak się nie odważę włączyć xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety sama nie sięgnę, bo jestem strasznym tchórzem i od samego czytania mam ciarki :x
    Pozdrawiam!
    http://sunny-snowflake.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. O Boże jak ja kocham azjatyckie horrory! Oglądam je już od dawna i trafiłam na kilka fantastycznych perełek. Masz rację, różnią się od zachodnich produkcji i to do mnie przemawia. Zwykłe horrory nie przerażają mnie tak jak klimatyczne, azjatyckie. Uważam że film gdzie leją się hektolitry krwi to nie horror tylko gore (wiem że gore to horror) horror powinien być owiany tajemnicą i budzić niepokój a po dobrym seansie należy bać się zasnąć! Klątwy bałam się bardzo długo, bałam się ją obejrzeć właśnie dlatego że gdzieś tam kiedyś zobaczyłam gif z pełzającą dziewczyną. Musiałam długo nastawiać się psychicznie do tego filmu bo bardzo bałam się tej postaci. W gruncie rzeczy nie było tak źle, ale miałam w tedy pięć lat mniej więc bałam się pięć razy bardziej. Od ringu zaczęła się moja przygoda z horrorami (ale obejrzałam amerykańską wersję, była w tedy bardzo popularna) dopiero po jakimś czasie dowiedziałam się o japońskim oryginale. Fantastyczny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak dla mnie te azjatyckie horrory są niesamowicie przerażające! Dla mnie najstraszniejsze są nie te z dużą ilością krwi, ale właśnie takie tajemnicze i mroczne!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

EXCLUSIVE: wywiad z Lauri, organizatorką NiuConu

PORADNIK: JAK ZROBIĆ PRELEKCJĘ I NIE ZWARIOWAĆ?!

EXCLUSIVE: wywiad z Renn Cosplayy

Przyjaciele i znajomi :)