EXCLUSIVE: wywiad z Dobra MAma Coshell

Hejka~~ Dziś mam dla Was baaardzo długi wywiad, z niezwykłą osobistością jaką jest Dobra MAma Coshell :) Serdecznie zapraszam i polecam Wam jej stronę: KLIK!
A tak w kwestii formalnej, to jakby ktoś był zainteresowany, wybieram się aktualnie na Tsuru :)  
Dobra MAma Coshell

1. Witam Cię bardzo serdecznie i dziękuję, że zdecydowałaś się udzielić mi wywiadu :) Pozwól, że oddam Ci w całości pierwsze pytanie, proszę, opowiedz o sobie :)
Ama: Zaparzcie sobie herbatkę lub kawę i rozsiądźcie wygodnie w fotelu. Zapraszam wszystkich państwa do mojego świata, pełnego ambiwalencji i rzeczy tak ekscentrycznych, że mnie samą czasem zaskakują.
Więc dzień dobry bądź też dobry wieczór państwu! Większość kojarzy mnie, jeżeli w ogóle, pod pseudonimem Amaterasu, w skrócie Ama i tym ostatnim od dłuższego czasu staram się przedstawiać. Tożsamości mam wiele, ale chyba warto wspomnieć, że oprócz przebieranek zajmuję się innymi rzeczami zahaczającymi o kategorię "twórcze". Na co dzień studiuję na kierunku nowe media i kultura cyfrowa w ramach studiów międzyobszarowych: organizm ciekawy, warty napomknięcia.
2. W sieci i fandomie jesteś aktualnie znana jako Dobra MAma Coshell - skąd pomysł na taki pseudonim?
Ama: Amą "dobrą mamą" zaczęto nazywać wcześniej, nim pojawił się pomysł na zmianę nazwy w sieci, głównie za sprawą jednego konwentu i jednego człowieka, a zarazem pana ojca tych wszystkich fandomowych dzieci, które przyjęłam pod swoje skrzydła, o ile można tak to ująć. Mowa oczywiście o pięknym chłopcu Orochim. Oficjalnie jednak wcieliłam to w życie dzięki Mizu i Kirze, gdańskim cosplayerkom, na evencie w Szczecinie. "Coshell" właściwie idealnie odzwierciedla tym, czym cosplay jest w moim wykonaniu: piekłem złożonym ze strojów, których wykonanie determinują trzy czynniki: ambicja, dążenie do perfekcji i mój charakter.
Spostrzegawczy też zauważą, że w nazwie ukryta jest skrócona nazwa mojego nicku.
3. Czy wcześniej miałaś inne pseudonimy?
Ama: Nie w półświatku cosplayerskim, tutaj raczej polegało to na ewolucji wcześniej przyjętego nicku. Amaterasu niebawem stała się po prostu zakręconą dziewczynką Amcią; Amcia wydoroślała i spoważniała, więc zaczęto nazywać ją Amą. W międzyczasie niektórzy stwierdzili, że ostatnie jest już zbyt mainstreamowe, stąd oryginalna wersja "Rasu", która to jednak się nie przyjęła (nawet mnie się nie podobała), ale gdzieś w innej galaktyce funkcjonuje.
Równolegle nazywano mnie w pewnym czasie Marią Magdaleną. Dlaczego zapytacie? Absolutnie nie dlatego, że jestem wierząca do bólu! W internacie trudno było zapamiętać kolegom i koleżankom moje imię, więc zaczęto mnie nazywać od imienia liceum, do którego wtedy uczęszczałam. I tak zostało.
4. W jakich okolicznościach, dzięki komu zainteresowałaś się cosplayem?
Ama: Wyjaśnię coś już na tym etapie, nim przejdziemy dalej: w fandomie mangi i anime od początku funkcjonowałam przede wszystkim jako autorka fanfiction. Nie zmieniło się to nawet w momencie, gdy zaczęłam bawić się w przebieranki. A na pewno nie stałoby się to, gdyby nie historia z tym związana.
Trzynasto- albo czternastoletnia ja wegetowałam sobie w moim półświatku, publikując czasem dłuższe bądź krótsze teksty, czasem dostając na nie większy lub mniejszy odzew. Była to też era aska: każdy go zakładał, każdy korzystał, tak się nawiązywało znajomości. Pewnego dnia, którego nie przywołam obrazowo, chociaż bardzo bym chciała - pamiętam jedynie, że cieszyłam się jak głupie małe dziecko - dostałam wiadomość od pięknego człowieka z pochwałą i wyrazami uznania za stworzenie tak dobrego zdaniem czytelnika tworu. Od słowa do słowa zaczęliśmy się poznawać: piękny człowiek zajmował się cosplayem i od niego nauczyłam się, co to jest. Nie marzyłam wtedy jeszcze o tworzeniu takich rzeczy. Byłam zakompleksionym dzieckiem, głównie ze względu na fizyczność, ale to na pewno stanowiło jakiś przełomowy moment. Zaczęłam wsiąkać w fandom, poznawać innych ludzi zajmujących się tym rodzajem aktywności. Później był pierwszy konwent, pierwszy cosplay, chociaż to było za mało, by nazwać się już cosplayerką, pierwsze podejścia do robienia rzeczy, pierwsza maszyna do szycia, pierwszy strój "nie z szafy", pierwszy konkurs, pierwsza nagroda.
5. Od jak dawna jesteś cosplayerką?
Ama: Tu można wyznaczyć pewną cenzurę: niecałe dwa lata. Niecałe dwa lata aktywnie tworzę stroje, szyję, pokazuję, co robię, i wychodzę z przysłowiowej szafy (chociaż w moim przypadku nie do końca przysłowiowej, ale z tym wiąże się inna anegdotka). Z drugiej strony od marca tego (tj. 2018) roku właściwie nie za wiele robię, więc ten rozwój związany z tworzeniem strojów można śmiało zakończyć w okolicach tego miesiąca. Aktualnie staram się utrzymywać pewien poziom, o ile się, oczywiście, jeszcze w moim przypadku da.

Dobra MAma Coshell
6. Czy kierujesz się jakimiś kryteriami przy wyborze postaci, której cosplay chcesz zrobić? Czy jest to raczej spontaniczna reakcja, kiedy widzisz jakąś bohaterkę z m&a/filmu/gry, automatycznie wiesz, że chcesz zrobić cosplay?
Ama: Swego czasu wiele strojów robiłam dlatego, bo pomysły podsunęli znajomi. Te czasy minęły, chociaż nadal jest parę osób, której opinii zwykle słucham, szczególnie gdy mam dylemat. Określiłabym, że istnieje jednak pewien typ postaci, które sobie upatruję na swoje cele: bardzo kobieca bohaterka, często o ciemnych włosach, z niebanalnym charakterem i często wręcz sadystycznym wyrazem twarzy. Bardzo istotny jest też projekt stroju. Nie wybiorę nic ani zbyt prostego, ani przerastającego w nadmiernym stopniu moje umiejętności.
Ach! Wspominałam, że zajmuję się tylko dziewczynkami?
7. Jaki był Twój pierwszy cosplay?
Ama: Pierwszym, jaki kiedykolwiek założyłam to Matsumoto Rangiku z Bleacha. Nadal mam do tej serii sentyment z tego powodu, jak i wiele innych, bo przez wybielaczowe community poznałam wielu wspaniałych ludzi, z którymi pewien kontakt utrzymuję do tej pory.
Lubie jednak myśleć o moim pierwszym cosplayu jako o tym pierwszym własnoręcznie od początku do końca uszytym na maszynie do szycia, który poziomem tego, jak wyglądał z każdej możliwej strony, można nazwać cosplayem w pełnym tego słowa znaczeniu. Była to Echo z Mystic Messengera.
8. To pracochłonne hobby, ile czasu zajmuje ci przygotowanie jednego stroju?
Ama: Pracochłonne, czasochłonne i, co gorsza, nerwochłonne. Im krócej uda się uporać ze strojem, tym zaoszczędza się na tym wszystkim, więc jeżeli strój nie jest wyjątkowo skomplikowany, potrafię się uporać z nim w jeden dzień. Nie jest to jednak zwykle satysfakcjonujące, więc te projekty, z których jestem w pewnym stopniu zadowolona, wykonuję w kilka tygodni i dopieszczam godzinami. Nie pamiętam, którą ze swoich dużych sukien szyłam dłużej, ale załóżmy, że najdłużej walczyłam dwa i pół do trzech miesięcy.
9. Czy masz swój ulubiony cosplay, w którym najlepiej się czujesz?
Ama: Mimo, że suknie balowe są stosunkowo ciężkie, definitywnie najlepiej czuję się w moim stroju Lacie Baskerville: był to jeden z tych projektów, których bałam się najbardziej jako niedoświadczona cosplayerka, a efekt końcowy zadowala mnie nawet teraz: w momencie, gdy wiem, że potrafiłabym wykonać to samo trochę innymi technikami i wyglądałby lepiej. Chętnie zakładam to, co mi się podoba, a ten strój na pewno należy do tej kategorii.
10. Czy jest wśród stworzonych przez Ciebie cosplayi strój postaci, którą szczególnie lubisz?
Ama: Są takie dwie.
O jednej pisałam już wcześniej, więc pozwolę sobie rozwinąć temat. Pandora Hearts to moja ulubiona manga, a Jun Mochizuki jest, zaraz obok Yazawy Ai, moją ulubioną mangaką. Z tą serią wiąże się wiele wspomnień, mam do niej niesamowity sentyment, a kreacja postaci powala na kolana. Najbardziej do gustu przypadła mi Lacie Baskerville, o której, niestety, więcej nie mogę opowiedzieć bez spojlerowania, więc temat tej pani zakończę w tym miejscu.
Każdy, kto mnie trochę zna, wie, że oprócz Pandory, całym serduszkiem kocham Macrossy, głównie Frontiera, a co za tym idzie Galaktyczną Wróżkę Sheryl Nome (kto nie uwielbia tej pani, proszę się wstydzić albo obejrzeć filmy kinowe!). Z tą z pozoru silną bohaterką w dużym stopniu się utożsamiam. Za wizerunkiem silnej, niezależnej gwiazdy skrywa się wrażliwa dziewczyna, nie zawsze potrafiąca poradzić sobie z własnymi uczuciami czy kolejami losu; kochająca to, co robi (nawet jeżeli miałaby umrzeć) i błyszcząca do ostatniej chwili, dopóki słabe zdrowie jej pozwala.
Dobra MAma Coshell
11. Podczas tworzenia danego stroju, z jakim materiałem najbardziej lubisz pracować?
Ama: Nie ukrywam, że rzeczą, w której czuję się najpewniej, jeśli chodzi o szycie. Możliwe, że na to wpływ miał piękny chłopiec, który od początku mojej "poważniejsze" przygody z przebierankami, pilnował i instruował mnie głównie w technikach krawieckich. Nic dziwnego, że pojawią się tutaj głównie nazwy tkanin: ulubioną niezmiennie pozostaje bawega, chociaż dobre wspomnienia mam również z satyną bawełnianą i punto nylonem. Z całego serca nienawidzę z kolei kali krepy.
Ja, propsy i wigi to nie była miłość od pierwszego wejrzenia, chociaż mój jedyny incydent z worblą wspominam dobrze, a biżuterię z półproduktów chętnie tworzę. Peruki również rozczesuję głównie dla relaksu, często oglądając coś w tle. Nie mogę powiedzieć, że jestem w tym mistrzynią, ale idzie mi całkiem dobrze.
12. Co jest najtrudniejsze, a co najprzyjemniejsze w tworzeniu cosplayu?
Ama: Pierwszą trudność - i moim zdaniem najpoważniejszą - napotyka się już na samym początku, kiedy trzeba wykoncypować jak zrobić to wszystko, by trzymało się kupy. Ten proces myślowy czasem kończy się po chwili, czasem po godzinie, a czasem siedzi taki biedny cosplayer i duma całymi miesiącami, jakim cudem to, co rysownik sobie uroił, miałoby zafunkcjonować w rzeczywistości i jeszcze, co ważniejsze, wyglądać. A wyglądać nie może moim zdaniem byle jak, bo perfekcjonizm, bo ambicja, bo potrzeba zrobienia czegoś spełniającego określone kryteria estetyczne.
Później trzeba pokonać kolejny kamień milowy: jak to, co wykoncypowaliśmy, rozrysować, by było do wykonania. Wykrój (jako że jestem głównie szyjącym typem cosplayera i propsy nie stanowią podstawy moich strojów) to rzecz, która stanowi o dalszym powodzeniu (lub też nie) tej konkretnej próby odtworzenia wybranej kreacji. A bywa tak, że się psuje, że człowiek pomyli się o parę milimetrów i zaszewka rozłoży się nie w tym miejscu, że nagle wymiary własnego ciała się zmienią i trzeba całą zabawę zaczynać od początku. Nie jest to ani miłe, ani przyjemne.
Przyjemnych rzeczy nie dostrzegam zbyt wiele: moment, gdy stebnówka wychodzi idealnie prosto; rękaw wszywa się za pierwszym razem, a zamek wygląda jak wszyty przez profesjonalną krawcową; gdy wykończenie idealnie maskuje wszystkie niedoskonałości; gdy produkt końcowy jest doceniony i chwalony, a ja jako jego wykonawca wiem, że zasłużył na takie traktowanie. I gdy po wypiciu cydru wszystko wychodzi wyjątkowo równo.
13. Wolisz tworzyć cosplaye z gier komputerowych, filmów czy anime?
Ama: Głównie preferuję to ostatnie, głównie ze względu na obszar zainteresowań. Z grami styczność mam rzadką i często zakończoną po kilku tygodniach (to jak z kochanką na kilka razy: właściwie jest fajnie, ale to jednak nie to), a jeżeli chodzi o filmy, niekoniecznie moja uroda wpasowuje się w kanony.
14. Czy jest jakiś cosplayer/cosplayerka, którą podziwiasz?
Ama: To jest jedno z tych pytań, gdzie naprawdę dłuższy czas musiałam się zastanowić nad odpowiedzią. Na polskiej scenie cosplayowej (głównie tę śledzę) jest wiele utalentowanych osób, których umiejętności mi imponują, więc gdybym poszła w tę stronę, odpowiedź nie miałaby końca. Zastanowiłam się jednak, których cosplayerów podziwiam na tyle, że aspiruję do ich poziomu. Wiecie, to jedno z serii dziecięcych marzeń "kim chciałabyś zostać w przyszłości". Kruczek w tym, że dzieckiem już nie jestem, a ze sfery urojeń wyszłam już dawno, ale wytypowałam kilku takich, którzy spełniają powyższe kryterium. Dokładnie czterech.
Stroje Czester imponują mi od samego początku; ta dbałość o detale, o odwzorowanie refki, wreszcie nawet sam język, jakim posługuje się, kreując wizerunek siebie jako twórcy. Podziwiam ją jako profesjonalistkę w swoim fachu i zawsze pozostanie dla mnie niedoścignionym wzorem.
Na Reshę trafiłam zupełnym przypadkiem i w równie podobny sposób poznałyśmy się osobiście (zresztą cała moja fandomowa egzystencja to seria bardziej lub mniej fortunnych zbiegów okoliczności). Oczarowała mnie swoją twórczością, a fakt, że z wybieranymi postaciami trafia idealnie w mój gust, tylko temu pomógł. Jej prace osiągają ten poziom estetyki, do którego sama chciałabym dążyć.
Orochi to absolutny perfekcjonista w każdym calu, który będzie kroił, szył i poprawiał, dopóki nie uzna, że strój wygląda dokładnie tak, że czuje się ukontentowany. Nie mogło go zabraknąć w tym zestawieniu: pojawił się na początku mojej drogi cosplayowej, stał się rodzajem mentora i motywatora, ale i swego rodzaju motywacją do szybkiego rozwoju. Chciałam być tym typem cosplayera jak on, robić rzeczy tak efektowne jak jego, posługiwać się tyloma technikami jak on. Kiedy znajdujesz sobie pewien wzór na początku, kurczowo się go trzymasz nawet po wielu latach. Miałam tak zarówno przy pisaniu, jak i teraz. Tak właśnie spotęgował się mój perfekcjonizm, ambicja wybiła ponad wszelką skalę. I tak, jestem w stanie przyznać, że wszystko, co osiągnęłam, zawdzięczam temu człowiekowi.
Pan Atelier of Perfection od początku urzekł mnie estetyką swoich strojów. I chyba nie tylko estetyką strojów, ale również tym swoim byciem estetycznym we wszystkim. To tak piekielnie uzdolniony i ambitny człowiek, że nie wiem, czy nie jest przypadkiem osobą, której prace śledzę z największą ciekawością. Nie wiem, czym jeszcze mnie zaskoczy, a ostatnio zdarza mu się całkiem często. Ach, najważniejsze: przy tym wszystkim wcale nie siedzi w fandomie cosplayowym długo i w przeciwieństwie do państwa wymienionych wyżej nie można do zaliczyć do "starych wyjadaczy", a już tyle reprezentuje swoim poziomem.
15. Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy, jakie cosplaye szykujesz na rok 2018 oraz na 2019?
Ama: Trzeba coś wyjaśnić: jestem w trakcie przerwy spowodowanej potrzebą ogarnięcia życia prywatnego: najprawdopodobniej przerwy, która może potrwać więcej niż kilka miesięcy. Ale są ludzie w tym środowisku, które mimo wszystko ciągną mnie do robienia strojów, więc najprawdopodobniej coś prędzej czy później się z mojej strony pojawi. I jestem w stanie obiecać, że mój ostatni debiutancki (tak, został mi jeszcze jeden konkurs debiutancki do wykorzystania) strój będzie miał wszystko, czego najbardziej się boję: propsy, frak, spodnie i hafty. I robione od podstaw buty. Chyba że Jun Mochizuki się rozmyśli i zaprojektuje kolejny strój ten postaci.
Dobra MAma Coshell
16. Masz może jakieś rady dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z cosplayem?
Ama: Zupełnie szczerze: najlepiej nie zaczynać, a jeżeli już się zaczęło, uciec od tego środowiska jak najszybciej. Jeżeli jednak osobnik jest na tyle upartym, by nadal w to brnąć, mimo przestróg i ostrzeżeń, polecam szeroki i głęboki research w Internetach (poważnie, można tam znaleźć niemal wszystko!). Dopiero potem warto pytać bardziej doświadczonych cosplayerów o rady (serio, to nie jest niczym złym, a po pobieżnym przejrzeniu źródeł dostępnych dla każdego jest to tym bardziej dobrze widziane). Ci ludzie są tacy sami jak wy (w domyśle: ludzie, którzy zaczynają szyć), to nie żadne sławy z wybujałym ego. Przynajmniej nie większość.
17. Czy zajmujesz się też organizowaniem sesji zdjęciowych dla innych cosplayerów i cosplayerek?
Ama: Absolutnie nie! Nie mam tego typu charakteru, co by się nadawał do bycia dobrym liderem i organizatorem. Jestem raczej tym typem introwertyka, który boi się odezwać i zapytać, raczej trzyma się na uboczu albo wśród bardzo bliskiego grona znajomych; ewentualnie wręcz przeciwnie: gram zupełnie kogoś innego przed gronem ludzi, dlatego zwykle, gdy już mnie poznają, przeżywają szok.
Podziwiam ludzi, którzy to potrafią: planować, organizować, czuwać nad wykonalnością wszystkiego, negocjować. Miałam ogromną przyjemność brania udziału w dwóch/trzech grupowych sesjach zdjęciowych i nie mogłam wyjść z podziwu dla wspaniałej organizatorki, Liny, która ogarnęła wszystko w przerażająco skuteczny sposób. Miło wspominam tę grupkę i czas spędzony z tymi pięknymi dziewczynami.
18. Czy zdarzyło Ci się, że spotkałaś się z nieuzasadnionym hejtem, który zniechęciłby Cię do tego, co robisz?
Ama: Nieuzasadniony hejt raczej mnie bawi, niż zniechęca do robienia rzeczy. Jest coś o wiele bardziej wpływającego na samą chęć: toksyczny fandom. Samo to środowisko jest na tyle specyficzne, działa w niektórych przypadkach odstręczająco wręcz. Poza tym, jakby na to nie patrzeć, największym hejterem mojej twórczości jestem ja sama i nie potrzeba mi innych do szczęścia. A raczej nieszczęścia, imo.
Czy się spotkałam? Na pewno. Każdego prędzej czy później to spotyka, szczególnie w polskim fandomie: a to, że za gruba; a to, że za niska/wysoka; a to, że twarz ma za uroczą (przypadek autentyczny).
19. Bywasz na konwentach, jako uczestniczka, twórca atrakcji lub w innym charakterze – lubisz tego typu imprezy?
Ama: Doświadczenia konwentowego nabyłam trochę, głównie jako uczestniczka, chociaż raz miałam okazję tworzyć atrakcje, a raz oceniać stroje na niewielkim evencie w Bydgoszczy. I mogę z pełną konsekwencją powiedzieć, że nie. Konwenty traktowałam jako miejsce, gdzie mogę spotkać długo niewidzianych znajomych z różnych części Polski, nie jak coś, co mogło przynieśc nowe znajomości. Z perspektywy czasu nie są to jednak te same wydarzenia co kilka lat temu. Nie jeżdżę na nie dla czystej przyjemności obcowania z ludźmi: muszę mieć dobry powód, by się tam pojawić. A powodów coraz mniej.
20. Czy jeździsz na zagraniczne konwenty?
Ama: Nie, ale chciałabym. Możliwe, że przyniosłoby mi pewne odświeżenie w moim rutynowym życiu tym bardziej, że na temat czeskiego Animefestu słyszałam same dobre opinie, a i cenowo najgorzej nie wypada. Poza tym dla mnie jako debiutantki pogłoski, że tamtejszy konkurs dla początkujących jest na naprawdę wysokim poziomie, jest dodatkowo zachęcający. Nie jako dla uczestniczki, ale dla obserwatorki. W polskich konwentach brakuje mi też tego, że niewiele jest strojów, które przykuwają uwagę (przynajmniej moją).
Dobra MAma Coshell
21. Jeśli ktoś nigdy nie był na konwencie, w jaki sposób byś go zachęciła do przyjechania na taką imprezę?
Ama: Nie wiem, czy bym potrafiła, biorąc pod uwagę opinię przedstawioną wyżej, ale pewnie próbowałabym zachęcać perspektywą poznania nowych ludzi, spędzenia czasu na interesujących prelekcjach (mogłabym być na jakiejś czasem, tak przy okazji) czy też możliwością kupna stuffu, które trudno dostać stacjonarnie, szczególnie w mniejszych miejscowościach. Na pewno pominęłabym temat pryszniców i higieny co po niektórych konwentowiczów. Definitywnie.
22. Który konwent najlepiej wspominasz?
Ama: To trudne pytanie. Moja pamięć przypomina tę złotej rybki i nie wszystkie eventy potrafię przypomnieć sobie na tyle dobrze, by mieć klarowny obraz, ale jeżeli miałabym coś wybrać, to Pyrkon 2015. Byłam świeżo po egzaminach gimnazjalnych, pojechałam z paczką znajomych z rodzinnego miasta. To był jeden z moich pierwszych konwentów, gdzie nikt mnie nie znał, ja nie znałam praktycznie nikogo oprócz paru osób. Znajomości nawiązane wówczas w mniejszym lub większym stopniu przetrwały do dnia dzisiejszego, chociaż minęło już trzy i pół roku. Wracam do tego myślami z sentymentem, do tych dni, kiedy dramy omijały mnie szerokim łukiem, a nawet nie wiedziałam o ich istnieniu. I wtedy właśnie na konwenty jeździłam dla czystej przyjemności.
23. Czy jest coś, co Cię zraża do jeżdżenia na konwenty?
Ama: Jestem tym wygodnickim typem człowieka, co do pełni szczęścia potrzebuje łóżka, czystej pościeli i ciepłej bieżącej wody. Więc to najprawdopodobniej jest pierwsza z przyczyn, dlaczego konwenty omijam. Drugim są ludzie: oczywiście, nie ci znajomi, ale właśnie ludzie, którym nie ufam, bo ich nie znam. Kolejnym dramy fandomowe i niepoważne podejście do niektórych spraw, brak empatii, często organizacja, czasem odległość od miejsca zamieszkania albo samo miejsce, gdzie event się odbywa.
24. Czy bierzesz udział w konkursach cosplayowych – możesz opowiedzieć o swoich wrażeniach?
Ama: Jestem typem człowieka, który od początku kariery cosplayowej rękoma i nogami bronił się przed konkursami cosplay. Zawsze stałam z boku i dopingowałam moich znajomych, życząc im jak najlepiej. Właściwie nie wiem, skąd decyzja o debiucie się wzięła, nie potrafię sobie tego już przypomnieć, ale kilku rzeczy nie zapomnę nigdy: godzin dopracowywania sukni i prób w internackiej sali, do której klucz uparcie podbierałam przed półtora miesiąca; braku zorganizowanej próby cosplay już na samym konwencie, łez wylanych nad strojem i później, gdy niespodziewanie wywołano mnie na scenę przy wręczaniu nagród. Pamiętam, jak trzęsły mi się nogi i dłonie, jak odbierałam nagrodę i później uważałam, żeby jej nie upuścić. Stres zżerał od środka, nawet gdy się to już skończyło. I zżera nadal, gdy o tym pomyślę. Nigdy nie zapomnę też słów, które usłyszałam: "ty to nie na debiut się nadajesz, powinnaś celować wyżej". A mnie dobrze z byciem początkującym.
Drugi konkurs był stresujący, ale nie aż tak bardzo jak poprzedni: może dlatego, że przystąpiłam do niego dla czystej zabawy i nie z tak imponującym strojem (jedyną fajną rzeczą było tylko modelowanie wykroju na gorset i sześćset wyszywanych ręcznie koralików) i bez większego pomysłu na prezentację. I mam wrażenie, że każdy kolejny w pewnym stopniu byłby bardziej przyjemny dla moich zszarganych nerwów.
Jest jednak coś bardziej stresującego niż występowanie. Ocenianie.
25. Masz inne hobby poza zajęciami wspomnianymi powyżej?
Ama: O fanfiction mogę się trochę rozpisać, chociaż nie wiem, czy ktokolwiek z państwa się interesuje czy kiedyś czytało. To taki dziwny rodzaj pisarstwa, gdzie bierze się istniejący tekst kultury i na jego podstawie tworzy własną historię, jednak z zachowaniem prawideł danego uniwersum (AU jest kategorią, która według mnie niekoniecznie w fanfikach powinna istnieć). Fanfiction może być kontynuacją zakończonego utworu, jego alternatywną wersją lub też przedstawiać losy postaci pobocznych.
Piszę takie rzeczy długo, bo aż osiem lat i na koncie mam parę dzieci: niektóre zakończone, niektóre w trakcie pisania bądź zawieszone. Nie są to krótkie utwory, co to to nie! Pastwiłam się głównie nad uniwersami Shingeki no Kyojin ("Dziedzictwo krwi" 2013-2014, 182 strony), Fairy Tail ("Upadłe Demony" 2014-2016, 351 stron; "Piekło o zapachu karmazynowego nieba" 2015-?, 100+ stron) i Kuroko no Basket ("Poza kontrolą" 2015-?, 450+ stron). Miałam też incydent z opowiadaniami autorskimi, chociaż cyklu nigdy nie skończyłam ("Siedem grzechów głównych") i najchętniej napisałabym go od początku.
Kryptoreklama: wszystko można znaleźć na moim wattpadzie (zuaamaterasu) albo blogu zapiski-samotnicy.blogspot.com.
Dobra MAma Coshell
26. Czy interesujesz się mangą i anime?
Ama:Interesuję. A raczej interesowałam: z racji braku czasu i olbrzymiej jego konsumpcji przez pracę i studia oglądam lub czytam rzeczy bardzo sporadycznie. Czas wolny absorbuje głównie literatura (nomen omen, głównie naukowa), spanie i... spanie. Czasem rewatchuję sobie dawno nieoglądane przeze mnie tytuły, z którymi łączą się miłe wspomnienia. Ostatnio namiętnie męczę Nanę, a do opracowywania notatek z wykładów puszczam niedawno wypuszczane serie. Na mangi mam jeszcze mniej czasu, chociaz staram się czasem ciekawsze rzeczy czytywać. Ograniczenie zaczęło się w momencie, gdy każda obejrzana seria kończyła się cosplanem, teraz doszedł brak czasu i chęci, a także zmęczenie schematami, które w wielu produkcjach się pojawiają.
27. Lubisz czytać mangę lub książki? Czy masz ulubionych autorów mang lub książek?
Ama: Jestem wręcz maniaczką dobrej literatury. Nigdy nie odmówię dobrego pióra Kossakowskiej, Zafona, Bretta czy Gerritsen, chociaż wstyd się przyznać, ale od dwóch miesięcy męczę jedną książkę. Moim ulubionym gatunkiem jest kryminał/thriller medyczny, gardzę zwykle banalną fantastyką, chociaz i tu mam swoich ulubieńców. Cykl Demoniczny Bretta i Cykl Anielski Kossakowskiej (proszę spalić "Takeshiego" szybko) to pozycje po które niewątpliwie warto sięgnąć. "Szklany tron" Sarah J. Maas zapowiadał się również obiecująco, ale nie miałam czasu sięgnąć po drugą część. Nawet "Gra o tron" nie była taka znowu najgorsza!
Przez dłuższy czas czytałam literaturę japońską i nadal nie mogę się nadziwić majstersztykom w wykonaniu Yasunariego Kawabaty i Natsuo Kirino. Lubię wracać myślami do tych ostentacyjnie czytanych na języku polskim w gimnazjum tytułów. Nauczycielka, a zarazem wychowawczyni zawsze pytała, nad czym znowu sie pastwię i nieraz widziałam to zdziwione spojrzenie, gdy padała odpowiedź "pamiętniki prostytutek" albo "obyczajówka z ćwiartowaniem zwłok w roli głównej". Przeczytałabym jeszcze raz "Groteskę" albo "Ostateczne wyjście". Z kolei jakoś nigdy nie polubiłam się z Murakamim.
Z mang zawsze podaję dwa nazwiska i to raczej się nie zmieni: Yazawa Ai i Mochizuki Jun. To drugie nie dziwi tym bardziej, że z moim uwielbieniem do Pandory Hearts i Vanitas no Carte się nie ukrywam i polecam na każdym kroku. Yazawę Ai można znać z Nany, Paradise Kiss i Kagen no Tsuki. Szkoda, że to pierwsze zostało przerwane ze względu na zły stan zdrowia autorki, bo ja naprawdę chciałam wiedzieć, jak to wszystko się zakończy. Kolejnym funfactem jest to, że do panny Osaki, jednej z dwóch tytułowych bohaterek, kiedyś zostałam porównana.
28. Masz jakiś ulubiony film, serial albo anime?
Lubię wszystko co ładne, jeżeli chodzi o filmy, dlatego nie mam żadnego ulubionego. Z serialami już sprawa nie jest taka prosta, bo nie obejrzałam ich za wiele, ale bardzo cenię sobie Orange Is The New Black (Ruby Rose tam jest crushem, w ogóle dziewczynki w tej produkcji są niewątpliwie hot, polecam z całego serduszka). Pewnym sentymentem darzę też Pamiętniki wampirów, szczególnie polubiłam się z panem Damonem Salvatorem.
Z anime nie mam aż tak wielkiego dylematu. Po obejrzeniu ponad trzystu tytułów ulubiona pozycja pozostaje niezmienna od kilku lat: Shinsekai Yori. Nie sposób jej streścić w kilku zdaniach, to trzeba po prostu obejrzeć. Uwielbiam tę serię za jej wielowymarowość; za te przestrzenie pozornie niewypełnione treścią, które jednak jej znacznikiem są; za to, jak bardzo wszystko nie jest czarno-białe; za spojrzenie na tematy tabu; za pokazanie innego świata, tak różnego od naszego, a jak pociągającego i niebezpiecznego zarazem.
Powinna tu pojawić się Nana. Powinna, ale nie mogę wybaczyć twórcom zakończenia w taki sposób. Mimo to wymieniam tę serię ze względu na niepowtarzalny klimat, przepiękne stroje Reiry i Nany i cudowną muzykę, której w mandze, niestety, się nie uświadczy.
29. Wolisz anime czy animowane filmy, produkowane przez np. DreamWorks, Pixar albo Disneya?
Moje serduszko zawsze będzie należało do Disneya! Zawsze! A moją ulubioną księżniczką zawsze będzie Kuz... Mulan! Oczywiście, że Mulan. Potrafię oglądać tę bajkę na okrągło, a piosenki zarówno z pierwszej jak i z drugiej części znam na pamięć. Równie sentymentalny jest Król lew, którego to u mnie oglądało się nałogowo za dzieciaka. Z nowszych produkcji kocham Frozen, możliwe że z powodu pewnego utożsamienia się z Elsą, a ogólnie jeśli chodzi o animacje, polubiłam się z Baleriną, odkąd obejrzałam ją właściwie przypadkiem.
30. Jakiej muzyki słuchasz? Czy ona w jakiś sposób nastraja Cię do pracy, poprawia nastrój, inspiruje?
Ama: Słucham dużo muzyki, głównie hard rocka i metalu. Moim ulubionym zespołem niezmiennie pozostaje Halestorm i chyba nigdy nie przestanę być oczarowana tekstami i głosem Lzzy Hale. Mam takie małe marzenie, by chociaż raz móc zobaczyć ją i posłuchać tego brzmienia na żywo.
To nie jest jednak wszystko. Lubię japoński rock, szczególnie My First Story i Spyair. Słucham też piosenek w aranżacji Studia Accantus, a jeżeli mi wejdzie muzyka z jakiegoś filmu/serialu/musicalu, potrafię słuchać całymi godzinami. Ostatnio na stałe w repertuarze zagościł soundtrack z The Greatest Showman, Hamiltona i niezmiennie namiętnie puszczam High School Musical oraz Pitch Perfect.
31. Czy masz ulubione zwierzę? Niekoniecznie z naszego świata, ale może z anime, filmu czy gry?
Ama: Prawdziwa ze mnie kociara. W moim rodzinnym domu pozostawiłam taką małą sadystkę, która charakter odziedziczyła głównie po mnie. Zresztą sama jestem porównywana do kota: chodzę własnymi drogami, często nawet niezbadanymi, i zwykle nie widzę chętnie towarzyszy. Nie dlatego, że ich nie ma; zwykle po prostu ich nie potrzebuję.
Skoro o kotach mowa, pora na anegdotkę z serii "dlaczego spóźniłam się ostatnio do pracy". Mieszkanie moje i sąsiadów z piętra oddzielone jest od klatki schodowej wnęką i dodatkowymi drzwiami działającymi na zamek zatrzaskowy. Ci sami sąsiedzi mają kocura i rowery: to drugie daje mnie i mojej współlokatorce w kość codziennie przy wychodzeniu z mieszkania, to pierwsze dało dopiero ostatnio. Wychodzę do pracy z duszą na ramieniu, że będzie pokazowe spóźnienie, jak nie pobiegnę. A tu we wnęce sierściuch. Wpada mi do mieszkania, ja za nim. Gonię cholerstwo po tych dziewięćdziesięciu metrach kwadratowych, gruby skubaniec jest szybszy niż mój refleks i stare kości. Łapię skubańca po przebiegnięciu kilkuset dobrych metrów, wynoszę na zewnątrz, zamykam mieszkanie, przeklinając pod nosem sąsiadów. I dziwnym zbiegiem okoliczności spóźniłam się właśnie dziesięć minut.
32. Czy są jacyś youtuberzy, których filmiki oglądasz na bieżąco?
Ama: Jestem wielką fanką twórczości panów Dominika z kanału Awięc, Adama z kanału Fangotten i Pawła Opydo. Swego czasu namiętnie oglądałam Mówiąc Inaczej ze względu na moje zboczenie polonistyczne, ale przerzuciłam się raczej na polską scenę commentary. I to zaskakujące, jak bardzo to środowisko nie różni się od cosplayowego. Sympatią też dażę kanał Historia bez cenzury (nauczyłam się tak do matury, więc to działa) oraz wspomniane wyżej Studio Accantus.
33. Masz jakieś plany na najbliższą przyszłość, niezwiązane z cosplayem?
Ama: Koniecznie zająć się sprawami prywatnymi: okołozdrowotnymi przede wszystkim, okołouczelnianymi w następnej kolejności. Później zainwestować w lepsze kosmetyki do makijażu, skończyć wreszcie pastwić się nad fanfikiem z uniwersum KnB i kupić kolejnego ogromnego miśka, bo mój Aleksander Ksawery jest samotny, gdy wyjeżdżam. A później zaliczyć jak najlepiej sesję i załapać się na stypendium, by nie musieć aż tyle pracować.
I, do cholery jasnej, wypić wszystkie wina świata, gdy tylko moje highway to hell się zakończy.
34. Czy na zakończenie zechciałabyś coś dodać?
Ama: Dziękuję bardzo za zaproszenie takiej niezbyt uzdolnionej i niezbyt utalentowanej cosplayerki do udzielenia wywiadu! To był zaszczyt móc poopowiadać trochę o swoich zainteresowaniach i mam nadzieję, że zarówno mój styl, jak i ilość anegdotek nikogo nie zanudziły na śmierć, a herbatka czy kawa smakowały. Trzymajcie się cieplutko i wierzcie w siebie!
Ja również dziękuję za wywiad :) Było mi bardzo miło! I zapraszam na stronę mojego gościa:  KLIK!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

EXCLUSIVE: wywiad z Lauri, organizatorką NiuConu

PORADNIK: JAK ZROBIĆ PRELEKCJĘ I NIE ZWARIOWAĆ?!

EXCLUSIVE: wywiad z Renn Cosplayy

Przyjaciele i znajomi :)